Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poprowadziła ją, a myśmy zmusili tego człowieka, by udał się z nami razem, aby sędzia nie przychodził napróżno. To jest wszstko, co było.
Karol, zadowolony z opowiadania, cicho zbliżył się do swej cioteczki, aby zbliska spojrzeć do obrzmiałych jej oczu, które były stale zamknięte. Gdy oglądał puchliznę i niezwykłe zaczerwienienie powiek, usiłował dojrzeć, czy ciotka faktycznie postradała wzrok, jak twierdziła; pani Makmisz otworzyła je, i ujrzawszy Karola, wyciągnęła rękę, aby go schwycić; Karol zrobił krok wstecz i instynktownie schował się za człowieka w bluzie, co wywołało śmiech wszystkich tam obecnych, a nawet i woźnicy.
— Teraz nie może twierdzić, że ją oślepiłem, — rzekł tamten, śmiejąc się. — Dziękuję ci, mój chłopcze; bałem się, że faktycznie postradała wzrok. Dowiodłeś nam, że widzi przecie doskonale.
Pani Makmisz.
Poco tu jesteś? Jak wyszedłeś? Betty, zamknij go.
Betty.
Nie mogę przecie pozostawić pani w tej sytuacji, w jakiej pani obecnie się znajduje. Proszę się uspokoić, paniusiu, proszę o niczem teraz nie myśleć.
Pani Makmisz
O, ty wałkoniu! Wynoś się stąd! Dostaniesz za swoje!
Karo spojrzał na człowieka w bluzie, jakgdyby
Człowiek w bluzie.
prosząc goobronę.

— Czegóż chcesz odemnie, mój chłopcze! Nie mogę ci pomóc. Musisz usłuchać — niema na to rady.
Karol jednak na to nie chciał się zgodzić, nie