Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dążając do swego pokoju. — A ty, mój panie, idź i czytaj natychmiast!
Karol chciał bardzo wyszukać jakiś pretekst, aby uwolnić się od czytania z ciotką, która trzymała go już za ucho; należało więc iść, usiąść, wziąść książkę i czytać. Męka jego trwała jednak niedługo, gdyż w półgodziny po zajściu zawołano go do obiadu; podczas którego czarownice również opiekowały się Karolem. Przeżyte przed chwilą okropne zajścia zmusiły panią Makmisz do zapomnienia o występku Karola i tej karze, na którą go skazała; dała mu możność zjeść obiad,, jak zawsze.
Zaledwie pani Makmisz zjadła dwie łyżki zupy, zauważyła w swym talerzu jakiś twardy przedmiot; myśląc, że jest to kość, chciała ją wyjąć, i tu ujrzała zdumiona, że były to jej zęby sztuczne.
Radość z powodu znalezienia zębów, złagodziła jej gniew; usiłowała jednak wyświetlić sprawę, ponieważ nie zważając na swą łatwowierność co do czarownic i swój strach przed niemi, podejrzewała jednak, że winowajcami w całem tem zajściu były nie czarownice, lecz tylko Betty i Karol, dlatego przysięgała, że podwoi nadzór i srogość, lecz nie miała odwagi nawet zacząć o tem mówić, gdyż bała się gniewu czarownic.
Karol poprosił jeszcze o kawałek mięsa z zupy.
Pani Makmisz.
Nie dawaj mu Betty, je za czterech.
Karol.
Ciotuniu, miałem bardzo mały kawałeczek; jestem przecie bardzo głodny.
Pani Makmisz.