Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ją w swych mocno ściśniętych rękach. Następnie otworzył oczy, przysunąłł się do Betty, a chwyciwszy ją za ręce, niby poto, aby się podnieść oddał jej sztuczne zęby ciotki.
— Połóż je do jej zupy, — rzekł pocichu.
Skurcze Karola ustały, blada jego twarz zarumieniła się, odzyskując naturalne kolory; tylko brwi pozostały nadal blade, zbielałe, jakgdyby osypane białym pudrem, prawdopodobnie, tym samym, którym czarownice posypały mu rówuież twarz, lecz który spadł wskutek jego kurczowych ruchów. Betty, mniej od Karola opanowana, nie mogła się powstrzymać od nerwowego śmiechu. Pani Makmisz nie wiedziała, jak ma traktować całe to zajście; rzuciwszy gniewne spojrzenie na Karola i służącą, wydarła jemu z rąk swą perukę, dopomagając mu w ten sposób się podnieść i kipnęła Betty, aby wyzbyła się tego śmiechu; środki były niezawodne: Karol skoczył na równe nogi i stał dość równo, Betty zaś uspokoiła się i nabrała wyglądu nieco poważniejszego.
Pani Makmisz.
Co to wszystko znaczy, mały figlarzu?
Karol.
Ciotuniu, to — czarownice.
Pani Makmisz.

Zamilcz, bezczelny włóczykiju! Teraz dopiero skończę z tobą i twemi czarownikami... Wiedz o tem![1]

  1. W Szkocji osoby, wierzące w istnienie czarownic, sądzą, że niebezpiecznem jest mówić i nawet wspominać o nich. W kraju tym wiara w istnienie czarownic jest bardzo rozpowszechniona; mówią, że