Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dobrze; ale ponieważ klucz od śpiżarni jest u mnie, to otworzę ją sama za trzy kwadranse; tylko wracaj na czas.
Karol.
O! Oczywiście! Pięć minut przed terminem będę w twoim pokoju!
Po tych słowach jednym susem Karol skoczył do ogrodu, leżącego po innej stronie, niż pokój, w którym pracowała jego ciotka. Betty żegnała go oczyma i uśmiechała się doń.
— Ten urwis ma dobre serce, — mówiła, sama do siebie. — Gdyby traktowano go nie tak srogo, byłby z niego dobry chłopak... Ale byleby tylko wrócił... Inaczej, dostanę od pani za to!
— Betty! — zawołała pani Makmisz surowo.
— Co pani każe? — zapytałła wchodząc Betty.
Pani Makmisz.
Nie zapomnij wypuścić tego nicponia za półgodziny i kaź mu wówczas przynieść „Mikołaja Niklbi“, będzie czytał głośno aż do obiadu, dopóki będę pracowała.
Betty.
Słucham panią, nie zapomnę.
Za półgodziny Betty poszła do swego pokoju, Karola jednak tam nie było, jeszcze nie wrócił; spojrzała przez okno, nigdzie nie było go widać.
— Wiedziałam, że tak będzie; — zawołała. — Narobiłam teraz sobie kłopotu! Co teraz pacznę? Jak się wytłumaczę?... Ale mam dobrą myśl! Dobra, — gdyż pani wierzy w czarownice i okropnie ich się boi. Można w nią wmówić byle co, a napewno we wszystko uwierzy, o ile tylko będę mówiła o czarownicach. Sądzę, że