Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko to są sprawy czarnego człowieka, proszę pana, to on, napewno on!
Old-Nik.
Milcz wreszcie! Nie dokuczaj mi swemi bredniami! Ja już się dowiem, co to za czarny człowiek.
Betty skrycie się śmiała; doskonale wiedziała, gdzie się podział obiad nauczycieli: zjedli go wychowankowie. Skorzystawszy z krzyku i zamieszania, jakie miały miejsce przy drzwiach piwnicy, Betty zawołała Karola i zaproponowała mu zebrać do kuchni wszystkich wychowanków; tamci wyślizgnęli się bez hałasu z nad piwnicy i podążyli za karolem do kuchni; tam Betty nakarmiła ich przyszykowanym dla nauczycieli bardzo smacznym obiadem, składającym się z mięsa zupy i jarzyn. Wychowankowie wszystko to zjedli z przyjemnością; następnie Karol wylał i przełożył do próżnych rondli przygotowane dla dzieci potrawy i postawił to wszystko na ogień, zupełnie tak samo, jak to stało przedtem u pani Old-Nik. Po zakończeniu obiadu weszli do jadalni w parę minut przed przybyciem tam nauczycieli; niełatwo wiąc było domyśleć się o ich figlu. Tem nie mniej Old-Nik coś już podejrzewał. W ciągu ostatnich kilku dni działo się w jego domu wiele dziwnych rzeczy; coprawda niezbys wierzył w czarownice i czarnego człowieka, postanowił jednak uważniej obserwować zachowanie się dzieci, zwłaszcza postępowanie Karola, którego podejrzewał więcej od innych. Wychowawcy podzielali niedowierzanie Old-Nika i dlatego w każdym wypadku, gdy ujawniono najmniejszy występek Karola, siekli go, kopali, bili pięściami i w ten sposób