straż nieprzyjacielską będącą w Kościanie, nie przepuszczając nawet Fryderykowi hrabiemu de Nassau, bliskiemu krewnemu króla szwedzkiego, który dwa razy śmiertelnie raniony kulą, poległ ofiarą ludowi chcącemu się oswobodzić z niewoli. Z tem wszystkiem postępek ten mogąc być gdzieindziej epoką wielkiej odmiany, w narodzie naszym nakształt zapalonego prochu w momencie był uśmierzony. Groźny list Karola wyrwał wszystkim broń z ręku i uspokoił bardziej lekkomyślne aniżeli odważne umysły, tak dalece, iż potwierdzając dawniej podpisane punkta, poddali znowu karki pod jarzmo[1]. Podobnym sposobem uspokoiwszy te rozruchy, które się wszczęły w Mazowszu, jedną już tylko przeszkodę widział dla siebie Karol, około której pracował, aby jak najprędzej mógł dostać Krakowa, a chociaż przewidywał jak wiele użyje trudności mając do czynienia z Czarnieckim[2], zaufany jednak w szczęściu które mu sprzyjało, nie tracił serca w przedsięwzięciu swojem.
Pierwszy atak Krakowa zaczęli Szwedzi od Kazimierza, ponieważ tam zasłonieni domami mogli coraz bliżej podsuwać się pod same mury. Wkrótce opanowawszy Stradom wprowadzili do klasztoru bernardyńskiego harmaty, i z tamtąd dając ognia do Zamku, robili znaczną szkodę w murach. Nie było innego sposobu dania odporu nieprzyjacielowi tylko ten jeden: spalić przedmieście; przez to bowiem Szwedzi spędzeni z miejsca, trudniejszy przystęp mieliby do miasta. Kazał więc Czarniecki rzucać bomby i sztuczne ognie, które wznieciwszy pożar, przymusiły Szwedów iż odstąpili od miasta. Ale gdy tym sposobem broni się Czarniecki, wiatr gwałtowny przeniósł ogień za mury, który wznieciwszy nowy pożar w mieście, ogarnął kościół franciszkański z klasztorem i pałacem biskupim. Zmięszał niemało ten przypadek obywatelów, nierównie jednak bardziej wieść, która się rozeszła po mieście, iż Czarniecki upatrując