Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Udał się do księcia i jął mu schlebiać, sławiąc siłę, męstwo i piękność jego.
— Ach, gdybyś ty panował, książę, — mawiał mu — jakąż chwałą okryłaby się Radżagriha! Podbiłbyś królestwa sąsiednie, wszyscy władcy świata przybywaliby do ciebie z hołdami, stałbyś się potężnym i czczonoby cię jak boga.
Takiemi słowy pozyskał Devadatta zaufanie Adżatasatru, dostawał odeń cenne podarki, a pycha jego wzrastała z dniem każdym.
Madyalyayana spostrzegł te częste wizyty Devadatty u księcia i zawiadomił Mistrza.
— O panie! — rzekł. — Devadatta przebywa ciągle u księcia Adżatasatru.
— Niech robi, co chce! —przerwał mu Błogosławiony. — Dowiemy się niedługo, jakim jest naprawdę. Te wizyty u księcia nie posuwają go, zaprawdę, na drodze cnoty. Pycha Devadatty wiedzie go do zguby. Banan i bambus owocuje przed obumarciem, zaszczyty przyspieszą mu jeno zatratę.
Tymczasem pycha Devadatty dosięgła szczytu. Pewnego dnia rzekł do Buddy, którego przewagi znieść nie mógł:
— Mistrzu! Osiągnąłeś wiek zgrzybiały, rządzenie mnichami sprawiać ci musi straszny trud,