Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   63   —

dla drugich bieda, dla jednych używanie, dla drugich praca, dla niektórych śmiech, dla innych łzy, dla niektórych dola, dla innych niedola i krzywda.
Stało się to dla niej jasnem zwłaszcza w chwili obecnej, gdy z większym niż kiedykolwiek bólem poczuła tę prawdę, że ów panicz, do którego rwała się jej dusza i ciało, to jest po prostu niedosiężna gwiazda, na którą zaledwie wolno jej patrzeć. I jakkolwiek nic takiego nie zaszło, coby ją mogło dziś szczególnie rozdrażnić — i nic się nie zmieniło, ogarnęła ją taka rozpacz, jak nigdy przedtem.
Lecz bieg jej posępnych myśli przerwały wreszcie zdarzenia zewnętrzne. Mimo wczesnej godziny, spostrzegła na rogu dzielnicy duże gromady ludzi, ogarnięte niepokojem. Twarze zwrócone były w głąb poprzecznej ulicy, jakby działo się w niej coś niezwykłego. Jedni biegli przed się, inni cofali się z widoczną obawą. Niektórzy, rozprawiając gorączkowo i wskazując na coś rękami, patrzyli w górę na dachy domów. Ze wszystkich stron nadbiegały nowe gromadki robotników i wyrostków. Między dorożkarzami stojącymi na rogu, zapanował niezwykły ruch. Woźnice, po kilku i kilkunastu,