Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

Anney, która go znała z Jastrzębia, i myślała, że przychodzi jako dobry znajomy.
— W każdym razie spisała się jak głupia.
— Mój kochany, co ona może o nim wiedzieć? Nikt jej przecie nie opowiadał o tem, czem on jest, a widziała go między nami, widziała, że odjeżdżał razem ze mną do miasta, i że był nauczycielem twego młodszego rodzeństwa. To, że brał udział w zamachu na ciebie, nie mogło jej także przyjść do głowy, albowiem i z naszej strony jest to tylko przypuszczenie, z którem nie zwierzaliśmy się nawet naszym paniom, aby ich nie niepokoić — a cóż dopiero jej.
— A może sama jest socyalistką.
— Wątpię, gdyż po zamachu, dowiedziawszy się, żeś ranny, beczała podobno tak, że ją było w całym Jastrzębiu słychać, wzywała na twoich niedoszłych zabójców wszelkich kar piekielnych. Pannę Anney bardzo to dla niej ujęło. Pamiętam też, że potem, gdy się rozniosło, że to zrobili Rzęślewiacy, obiecywała podpalić Rzęślewo. Ach! ty masz zawsze szczęście...
— Ja sobie takiego szczęścia nie życzę... Ale co do Laskowicza, widziała przecie podczas rewizyi w Jastrzębiu, że go szukają.
— To i cóż? Alboż ciebie nie prześladowali