Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —

miał jednak w sobie coś, zdradzającego przynależność do wyższych sfer towarzyskich.
— Jak się masz Świdwa? — odezwał się Groński.
Poczem przedstawiwszy Władysława, pytał w dalszym ciągu:
— Co się z tobą działo? Nie widziałem cię od wieków.
— Przecie wyjeżdżałeś?
— Tak, aleś ty i przedtem nie pokazywał się z jaki miesiąc.
— Na starość robię się pustelnikiem.
— Czemu tak?
— Albowiem nudzi mnie głupota ludzi, którzy uchodzą za rozumnych, i złość ludzi, którzy uchodzą za dobrych. Zresztą włóczę się teraz od rana do wieczora po ulicach. Ach! — istnieją »Noce Atyckie« i »Noce Florenckie«, ja zaś mam ochotę napisać: »Dni warszawskie!« Rozkoszne dni! Tytuły pojedynczych rozdziałów: »Ręce do góry!« — »Ruki w wierch!« — »Precz z gęsią!« i t. d. Czy wiesz, że w tej chwili tyle jest wojska i patrolów na ulicach, iż kto inny na mojem miejscu byłby dziesięć razy aresztowany.
— Wiem, ale ty jak sobie radzisz?