Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   265   —

czyzny. Dla nas narodem jest polski proletaryat, a ojczyzną idea jego wyzwolenia. O to prowadzimy wojnę, a jeśli jest wojna, to morderstwa, lub krzywdy, wyrządzone przeciwnikom, choćby motywem ich były pobudki osobiste, są jednakże nie tylko usprawiedliwione, ale i pokryte stokrotnie dobrem ogólnem.
Prócz tego, — rozumował dalej — treścią naszego bytu jest nieszczęście, a z nieszczęścia, również, jak odwrotnie, ze szczęścia, muszą wykwitać odpowiednie czyny. Jest to konieczność płynąca z natury rzeczy; etyka nie ma tu już nawet nic do roboty. I ja, i ta wściekła dziewczyna, jesteśmy nieszczęśliwi, jak bezdomne psy, wobec czego wszystko nam jedno, czy chciano wyrządzić nam krzywdę, czy nie chciano, tak jak wilkowi wszystko jedno, czy leśnik, który mu strzela w łeb, polował na niego umyślnie, lub też spotkał go wypadkiem. Wilk ma zęby od tego by się bronił. To jego prawo. Przyszła taka chwila, że i nam wyrosły kły, więc mamy prawo szarpać.
A co do tej dziewczyny, to szarpie ją rozpacz, którą może ukoić tylko zemsta. Zali słuszna? Zali dla dziewczyny pożyteczna? To wszystko jedno. Robociarze bez roboty i chleba,