Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XXI.

Laskowicz widywał teraz Marynię, wprawdzie zdaleka, ale codziennie. Nawet w dni słotne, w czasie których nie przychodziła piechotą na próby, lecz przyjeżdżała, czatował przy schodach gmachu, by ją widzieć wysiadającą z powozu. W dni pogodne wyczekiwał zwykle niedaleko jej domu, a następnie szedł za nią aż na miejsce. Ponieważ między służbą w gmachu znalazło się kilku »towarzyszów«, ci ułatwili mu wkońcu wejście i na próby. Ukryć się w lożach lub końcowych rzędach krzeseł, było mu łatwo, gdyż w czasie prób oświecano tylko jasno estradę, w samej zaś sali, mrok rozwidniało zaledwie kilka lamp, które zapalano dlatego, by garść uprzywilejowanych miłośników muzyki, zajmująca miejsca za orkiestrą, nie była pogrążona w zupełnej ciemności. — Wśród tych uprzywilejowanych Laskowicz ro-