Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   251   —

Zapadło ponowne milczenie.
— Słuchaj — rzekł wreszcie Groński. — Byłem zawsze przyjacielem i twoim i twojej matki, ale tej misyi, którą mi chcesz powierzyć, podjąć się nie mogę. Nie mogę między innemi i dlatego, że jeżeli twoja narzeczona nie odpowiada tobie, to tak samo może i mnie nie odpowiedzieć. Jednem spojrzeniem, jednem słowem zamknie mi usta — i na tem się skończy. Ale spróbuj innej drogi. Panna Hanna przychodzi dość często z Marynią na próby, na których ja bywam zawsze, a potem odprowadzam obie do domu. Przychodź i ty ze mną. Może znajdziesz sposobność, by z nią pomówić. W czasie powrotu do domu, ja wezmę Marynię, a ty zostaniesz z nią. Myślę, że cię nie odtrąci, choćby ze względu na Marynię, której nie zechce wtajemniczać w wasze zajścia... Wówczas powiesz jej to, co powiedziałeś mnie, a także, że prosisz ją o rozmowę, która, jeśli nie może być inaczej — będzie ostatnią. Trzeba i dla świata upozorować jakoś wasze zerwanie — więc przypuszczam, że się na to zgodzi. Jeżeli nie, pomyślimy o czem innem.
Krzycki począł ściskać mu ręce i rzekł:
— Możeby przez Zosię dowiedzieć się, czy to już na zawsze.