Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   242   —

dzie się teraz zdarzają. Ale to przejdzie. Tymczasem, my oboje mamy tyle powodów do radości, że wobec niej takie marne ukłucia powinny znikać.
I począł przyciskać kolejno jej ręce do ust i do piersi i patrzeć jej w oczy, lecz to powiększyło jej rozżalenie; Hanka bowiem, chcąc oszczędzić zbytniej przykrości i narzeczonemu i sobie, nie wyznała mu wszystkiego. Przemilczała mianowicie to, że rozszalała pokojowa krzyknęła jej na odchodnem w oczy: »Ty chamko! tyś powinna mnie służyć, nie ja tobie! — Do krów tobie, nie do pałacu!« Może być, że Hanka nie wzięłaby tak do serca tych słów, gdyby nie poprzednie zadrażnienia w stosunku z Krzyckim i gdyby nie myśl, że i on przekraczał pewne granice, może dlatego, że była dawniej jego kochanką i chłopką. Ale ten właśnie powód sprawił, że cierń utkwił w jej sercu głębiej, niż był powinien i że zrodziły się w niej obawy co do przyszłego życia, w którem podobne zajścia mogły się powtarzać częściej.
To też słowa Krzyckiego o czekającej ich radości, były tylko kroplą, przepełniającą kielich goryczy, a jego pieszczoty podziałały na rozżaloną dziewczynę tak, jak na dziecko, które tem