Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   233   —

obłok. Panom z klubu wydało się, że z chwilą jej wejścia zrobiło się w kościele widniej. Hrabia Gil, który znalazł się blizko niej, za stallami, wyraził się następnie w pewnym salonie, iż bije od niej różowe ciepło. Inni potwierdzili to natychmiast, a na dowcip jednej z dam, że chcąc się podobać, trzeba być widocznie nietylko kobietą, ale i kaloryferem — odpowiedzieli, że trzeba absolutnie.
Tymczasem zazdroszczono Władysławowi i milionów pana Anney i Hanki, która tak skupiła na sobie powszechną uwagę, że pani Otocka i Marynia przeszły prawie niedostrzeżone. Obie nie wyglądały też tego dnia korzystnie. W pani Otockiej małżeństwo Dołhańskiego budziło pewien niesmak, co odbijało się w jej twarzy, a Marynia otwierała zanadto z ciekawości usta, a przytem obnażone jej ramionka były tak szczupłe i jak zwykle u niedorosłych panien tak czerwone, że wzbudzać mogły tylko litość. Panie z wielkiego świata nie patrzyły zresztą ani na jedną, ani na drugą jeszcze i dlatego, że Krzycki ze swoją postawą i twarzą ułana z czasów Księstwa Warszawskiego, stał się tem ogniskiem, do którego zbiegły się wszystkie promienie ich szyldkretowych lornetek.