Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   208   —

powiem ci, żeś się wyparł ojca, dziada, pradziada, żeś napluł na ich groby, żeś się wyrzekł swej tradycyi, swojej racyi bytu, żeś zmalał, żeś od swoich odszedł, a idziesz do tych, którzy cię nie chcą, nie proszą i zlekceważą; żeś zawisł w powietrzu — i że ładnie będziesz wyglądał w takich warunkach na twoim Wołyniu. Powtóre, powiem ci, że ty, nie jesteś jeszcze zaprzańcem, gdyż to co robisz, robisz tylko przez głupią politykę, którą wskutek swego nieuctwa poczytujesz za mądrą — aleś otworzył drogę przyszłemu zaprzaństwu. Twój wnuk, albo prawnuk, wyrzecze się już i polskiej kultury. A następnie, jeśli powiadasz, żeś nie Polak, tylko Wołyniec z polską kulturą, to czemu nie cofniesz się dalej, choćby aż do Darwina? Toż tak samo mógłbyś powiedzieć, żeś ty, nie Polak, ale orangutang, albo pithekantropos z polską kulturą. Co? Ba! — ale ty mówisz jeszcze, że nie chcesz nikogo polonizować? A jak ty możesz polonizować? Czy batem, czy więzieniem, czy przymusem religijnym, czy szkołą, czy kneblem na rodzimy język? Powiedz! Bo jeśli, nie wypierając się swego narodu, będziesz świecił przykładem swej polskiej cnoty publicznej, jeśli dasz komu swój polski głód wolności, swoją polską zdol-