Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

— Jaki błąd? — zapytał.
— Że poczytują nadchamstwo za nadczłowieczeństwo.
— W tem masz słuszność.
— Pogardzam sobą, ilekroć mam słuszność.
— A więc zostawiamy cię winu i pogardzie.
To rzekłszy, Groński kiwnął na Dołhańskiego i wyszli. Zastanowiły go jednak ostatnie słowa Świdwickiego, więc po chwili rzekł:
— Ciągle teraz chodzą ludziom po głowie Prusacy i przypominają się z byle powodu. Zresztą Świdwicki trafnie ich określił.
— Gdybyś tak wiedział, jak mało mnie obchodzą określenia Świdwickiego.
— A jednak często robisz mu konkurencyę i gadasz podobnie — odpowiedział Groński.
Poczem, idąc dalej za biegiem swych myśli, rzekł:
— Nietzsche także nie dostrzegł, że odczuwanie i rozumienie cudzej niedoli zjawia się dopiero na szczycie stworzenia...
— Dobrze, dobrze, ale w tej chwili więcej zaciekawia mnie to, co Krzycki zrobi z panną Anney?...
Dołhański, który nie znosił Świdwickiego, byłby się czuł szczerze dotknięty, gdyby był