Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/132

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   124   —

    dziane. Pan przyrzekł, że mi niczego nie odmówi, a to jeszcze nie wszystko...
    — Jeszcze nie wszystko?
    — Tak. Chodzi mi także i o to, ażeby po tem co powiem, pan mi nie dawał żadnej odpowiedzi... i przez tydzień nie wracał do mnie i nie starał się mnie widzieć...
    — Ależ na Boga, co to jest! — zawołał Krzycki. — Dlaczego ja mam mieć tydzień męki? Co to znaczy?
    — I dla mnie będzie męka — odrzekła miękkim głosem. — Ale trzeba — trzeba! Pan musi na wszystko sobie odpowiedzieć, wszystko rozważyć, wszystko w sobie rozplątać i rozstrzygnąć — i postanowić... i mieć na to czas... Potem pan wróci... albo nie wróci, a tydzień to na to raczej mało...
    I widząc wzburzenie na twarzy Krzyckiego dodała śpiesznie i jakby z przestrachem:
    — Pan przyrzekł... pan mi dał słowo!...
    Władysław pociągnął ręką po czuprynie, poczem jął trzeć dłonią czoło.
    — Dałem słowo — rzekł wreszcie — bo go pani żądała... ale dlaczego?
    — A panna Anney pobladła; przez chwilę drgały jej usta, jakby napróżno chciała słowa