Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   101   —

Włoch powiedział kiedyś, że bóstwo, które utrzymuje wszystko w karbach na świecie, zowie się la paura — strach. I Włoch ma słuszność. Gdyby ludzie się nie bali, nie ostałoby się nic — ani jedna społeczna forma życia! W tej drabinie strachu jest jednak mnóstwo szczebli, a najwyższym jest strach śmierci. Smierć! — oto prawdziwe bóstwo... Reges rego, leges lego, judices judico!... I wyznaję, że ja, któremu życie spłynęło na strącaniu z piedestałów rozmaitych bóstw, miałem najwięcej roboty, zanim się z tem bóstwem uporałem. Alem się uporał — i to tak dokładnie, żem zrobił z niego mego psa.
— Coś zrobił?
— Psa, którego, ile razy mi się podoba, głaszczę pod włos, jak naprzykład teraz, gdym przyjął do siebie tego rewolucyjnego bubka. Ale to jeszcze nic! Patrzcie pod jaką ludzie żyją grozą: Topór, szubienica, kula, rak, suchoty, tyfus, tabes — cierpienie, ból, całe miesiące i lata męki — dlaczego? Przez strach śmierci. A ja z tego drwię. Mnie kat nie powiesi, rak nie stoczy, suchoty nie zjedzą, ból nie złamie, męka nie upodli, bo ja na to bóstwo, przed którem wszyscy drżą, zawołam w danej chwili jak na wyżła: do nogi!...