Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

czek, a gdy chciałem ją trochę tego... to omało nie dostałem w papę...
Groński zmarszczył brwi i począł bystro patrzeć na Świdwickiego, poczem rzekł:
— Służąca panny Anney, Polcia, pytała mnie dziś rano o twoje mieszkanie. Powiedz mi, co to znaczy?
Świdwicki popił znów wina.
— A była także, była. — Otocka przesłała mi przez nią zaproszenie.
— Pani Otocka przysłałaby ci zaproszenie przez Polcię? Powiedz to komu innemu.
— O co tobie chodzi? — zapytał z głupia frant Świdwicki — kazała jej przesłać zaproszenie przez posłańca, ale posłańcy od wczoraj wieczór strajkują. Teraz wszyscy strajkują. Dziewczyny także — z wyjątkiem »towarzyszek«, zwłaszcza starszych i brzydszych. Te jeśli strajkują, to sans le vouloir...
Odpowiedź wydała się Grońskiemu wystarczającą, gdyż istotnie posłańców brakło od wczorajszego dnia na ulicach. Zresztą Świdwicki zwrócił rozmowę w inną stronę.
— Ja go przyjąłem — rzekł — nie dlatego, żeby jednego durnia ocalić, ale dlatego, że się nudzę i że mi się tak podobało. Jakiś mądry