Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcej od młodszego, ale czy myślisz, że i taki Chadzkiewicz wie wszystko? Nie! wszystko wie jakaś najwyższa rada, jakiś wielki mistrz, jakiś Hiram, który djabeł wie, gdzie jest i co myśli. Tymczasem bierze mnie ktoś za łeb i posuwa mną jak pionkiem na szachownicy, a ja się ruszam i nie wiem, co z tego wypadnie. Rozumiecie, że ja nie robię im żadnych zarzutów, tylko powtarzam, że nic nie wiem, i że to mi nie w smak. Powiem szczerze, że nie w smak mi także i te ich wszystkie ceremonje. Bo to schodzą się, przebierają, zasiadają w jakichś ciemnych salach, przyjmując nowego brata, straszą go trupiemi głowami, przykładają mu miecze do serca, a on zgóry wie, że to wszystko komedja. W Wiedniu jest, czy też była, jakaś loża Mopsa, w której ten, kogo przyjmują, musi podobno pocałować mopsa pod ogon. Powiedzcież sami, cobyście powiedzieli, gdyby wam ktoś podobną rzecz zaproponował?
— Jabym mu dał w pysk — odpowiedział Cywiński.
Lecz Marek, który wiedział, że do lóż należeli znakomici ludzie Polacy i należeli jako patrjoci, zapytał:
— A czy waćpan myślisz, że masonerja, jako znamienita siła, nie może nam pomóc do restauracji kraju?
— Nie wiem — odpowiedział Gromadzki — siła to jest istotnie duża. Niewątpliwie też popierają prawa człowieka, wielką rewolucję i sprawę uciśniętych narodów, ale...