Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   426   —

Tak błagając, obejmował kolana Stasia, a ów zmarszczył brwi i zastanawiał się głęboko nad tem, co mu wypada uczynić, gdyż, jak zawsze i wszędzie, chodziło mu o Nel.
— Gdzie są — zapytał wreszcie — ci wojownicy Fumby, których rozpędzili Samburu?
— Kali ich znalazł — i oni tu nadejść zaraz.
— Ilu ich jest?
Młody Murzyn poruszył kilkanaście razy palcami obu rąk i nóg, ale widocznie nie mógł dokładnie oznaczyć liczby, z tej prostej przyczyny, że nie umiał rachować więcej, niż do dziesięciu, i każda większa ilość przedstawiała mu się tylko, jako »wengi«, to jest: mnóstwo.
— Więc jeśli tu przyjdą, to stań na ich czele idź ojcu na odsiecz — rzekł Staś.
— Oni się bać Samburu i z Kalim nie pójść, ale z panem wielkim pójść i zabić »wengi, wengi« Samburu.
Staś zamyślił się znowu.
— Nie, — rzekł wkońcu — ja nie mogę ani brać bibi do bitwy, ani zostawiać jej samej — i nie uczynię tego za nic w świecie.
Na to Kali podniósł się i, złożywszy ręce, począł powtarzać raz po razie:
— Luela! Luela! Luela!
— Co to jest Luela? — zapytał Staś.
— Wielka boma dla kobiet Wa-hima i Samburu — odpowiedział młody Murzyn.