Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   413   —

— Boję się, że zabłądzisz.
— Nie zabłądzę. W wysokiej dżungli możebym zabłądziła, ale tu, patrz, jaka trawa nizka.
— Jeszcze cię co napadnie.
— Sam mówiłeś, że lwy i pantery w dzień nie polują. Przytem słyszysz, jak King trąbi z tęsknoty za nami. Jaki tam lew odważyłby się polować tam, gdzie dochodzi głos Kinga.
I poczęła się napierać:
— Mój Stasiu, pójdę sama, jak kto dorosły.
Staś wahał się przez chwilę, ale wkońcu przystał. Obóz i dym było rzeczywiście widać. King, który tęsknił za Nel, trąbił co chwila. W nizkiej trawie nie groziło zabłądzenie, a co do lwów, panter i hyen, nie mogło być poprostu o nich mowy, gdyż zwierzęta te szukają łupu tylko w nocy. Chłopiec wiedział zresztą, że niczem nie zrobi dziewczynce takiej przyjemności, jak gdy pokaże, że nie uważa jej za małe dziecko.
— Dobrze więc, — rzekł — idź sama, ale idź prosto i nie marudź po drodze.
— A czy mogę tylko narwać tych kwiatów? — zapytała, ukazując na krzak kusso[1], okryty niezmierną ilością różowego kwiecia.
— Możesz.

To rzekłszy, zawrócił ją, pokazał jej raz jeszcze, dla pewności, kępę drzew, z której wychodził dym obo-

  1. Brajera anthelmitica, wspaniała roślina, której ziarna są znakomitem lekarstwem na solitera. Rośnie przeważnie w południowej Abisynii.