Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   362   —

»wyspy« leżały pola, pokryte bujnie maniokiem, którego korzenie dostarczają Murzynom ulubionego pokarmu, a za polami wznosiły się grupy wyniosłych niezmiernie palm kokosowych z koronami w kształcie wspaniałych pióropuszów.
»Wyspę« otaczało morze dżungli i widok z niej był ogromnie rozległy. Od wschodu siniało pasmo gór Karamoyo. Na południu widać było też znaczne wyniosłości, które, wnosząc z ich ciemnej barwy, musiały być pokryte lasem. Natomiast ze strony zachodniej wzrok leciał aż do granicy widnokręgu, na której dżungla stykała się z niebem. Staś dojrzał jednakże za pomocą lunety Lindego liczne parowy i rozrzucone rzadko potężne drzewa, wznoszące się jak kościoły nad trawami. W miejscach, gdzie trawy nie wybujały jeszcze zbyt wysoko, nawet gołem okiem można było zobaczyć całe stada antylop i zebr, lub gromady słoni i bawołów. Tu i ówdzie żyrafy pruły szaro-zieloną powierzchnię dżungli, jak statki prują powierzchnię morza. Tuż nad rzeką igrało kilkanaście kozłów wodnych, a inne wynurzały co chwila swe rogate łby z głębiny. Tam, gdzie toń była spokojna, wyskakiwały nad nią co chwila owe ryby, które łowił Kali, i, migocąc jak srebrne gwiazdy w powietrzu, zapadały napowrót w wodę. Staś obiecywał sobie przyprowadzić tu, gdy się pogoda ustali, Nel i pokazać jej całą tę menażeryę.
Na »wyspie« nie było natomiast żadnych większych zwierząt, a za to moc motyli i ptaków. Wielkie, białe jak śnieg papugi, o czarnych dziobach i żółtych czubach, przelatywały nad krzakami gojawów; drobne, cu-