Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   355   —

dbają — Nel. Więc spełniał najbaczniej rozkazy Stasia, a najbardziej kochał Nel. Z Kalego mniej sobie robił, a Meę lekceważył zupełnie.
Staś po urządzeniu miny wcisnął ją w najgłębszą szparę, poczem zalepił całkowicie szparę gliną, zostawiając tylko mały otwór, przez który zwieszał się lont, ukręcony z suchych włókien palmowych i potarty zmielonym prochem. Stanowcza chwila wreszcie nadeszła: Staś zapalił osobiście naprochowany sznurek, poczem pomknął, ile miał sił w nogach, do drzewa, w którem poprzednio wszystkich pozamykał. Nel obawiała się, czy King nie zanadto się przestraszy, lecz chłopiec uspokoił ją naprzód tem, że wybrał dzień, w którym rano przeszła burza z grzmotami, a powtóre, zapewnieniem, że dzikie słonie słyszą nieraz huk piorunów, gdy żywioły niebieskie rozpętają się nad dżunglą. Siedzieli jednak z bijącem sercem, licząc minutę za minutą. Straszliwy huk targnął wreszcie powietrzem, tak, że potężny baobab zadrżał od góry aż do dołu, a resztki niewyskrobanego próchna posypały się im na głowy. Staś wyskoczył w tej samej chwili z drzewa i, omijając zakręty wąwozu, pobiegł do przejścia.
Skutki wybuchu okazały się nadzwyczajne. Jedna połowa wapiennej skały rozsypała się w drobne szczątki, druga pękła na kilkanaście większych i mniejszych kawałków, które siła eksplozyi porozrzucała na dość znacznej przestrzeni.
Słoń był wolny.
Uradowany chłopak poskoczył teraz na brzeg krawędzi, gdzie już zastał Nel wraz z Meą i Kalim. King