Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   354   —

a niektórzy, biegnąc na oślep, rozbijali sobie głowy o skały w samym obozie, lub też w pobliżu. Tych grzebać musiał Kali. Po dwóch tygodniach został już tylko jeden, ale i ten zmarł niebawem we śnie — z wycieńczenia.
Nadszedł wreszcie czas wysadzenia skały i oswobodzenia Kinga. Był on już tak oswojony, że na rozkaz Stasia chwytał go trąbą i zakładał sobie na kark. Przyzwyczaił się też i do dźwigania ciężarów, które Kali wciągał mu po bambusowej drabince na grzbiet. Nel twierdziła, że obarczają go zanadto, ale naprawdę było to wszystko dla niego muchą i dopiero toboły, odziedziczone po Lindem, mogły stanowić poważniejszy ładunek. Z Sabą, na którego widok okazywał z początku wielki niepokój, zaprzyjaźnił się już statecznie i bawił się z nim w ten sposób, że przewracał go trąbą na ziemię, a Saba udawał, że gryzie. Czasami jednak oblewał niespodzianie psa wodą, co ów uważał za żart w zupełnie złym rodzaju.
Głównie jednak cieszyło dzieci to, że pojętne i poważnie myślące zwierzę rozumiało wszystko, czego od niego żądano, i zdawało sobie sprawę, nie tylko z każdego rozkazu, lecz z każdego polecenia, z każdego nawet skinienia. Pod tym względem słonie przewyższają niezmiernie wszystkie inne domowe zwierzęta, a King przewyższał bez żadnego porównania Sabę, który na wszelkie przestrogi Nel kiwał ogonem, a potem robił, co chciał. King po kilku tygodniach pomiarkował doskonale, że, naprzykład, osobą, której najwięcej trzeba słuchać, jest Staś, a osobą, o którą najwięcej wszyscy