Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   347   —

Zresztą ani żywego ducha! Zostańcie w tej wiosce miesiąc lub dwa. Na tej wysokości febry niema. Noce bywają chłodne. Tam twoja mała odzyska zdrowie, ty zaś nabędziesz nowych sił.
— A potem co uczynić i dokąd iść?
— Potem będzie, co Bóg da. Postaracie się albo przedrzeć do Abisynii w miejscowościach, położonych dalej, niż dochodzą derwisze, albo pójdziecie na wschód… Słyszałem, że Arabowie z wybrzeży docierają aż do jakiegoś jeziora w poszukiwaniu kości słoniowej, którą nabywają od szczepów Samboru i Wa-hima.
— Wa-hima? Kali pochodzi ze szczepu Wa-hima.
I Staś począł opowiadać Lindemu, w jaki sposób odziedziczył Kalego po śmierci Gebhra, oraz, że Kali mówił mu, iż jest synem naczelnika wszystkich Wa-himów.
Lecz Linde przyjął tę wiadomość obojętniej, niż Staś się spodziewał.
— Tem lepiej, — rzekł — gdyż może być wam pomocnym. Bywają między czarnymi poczciwe dusze, choć wogóle na ich wdzięczność liczyć nie można: to są dzieci, które zapominają o tem, co było wczoraj.
— Kali nie zapomni, żem go wybawił z rąk Gebhra, jestem tego pewny.
— Może, — rzekł Linde — i, ukazując na Nasibu, dodał: — To także dobre dziecko. Przygarnij go po mojej śmierci.
— Niech pan nie mówi i nie myśli o śmierci.
— Mój drogi, — odpowiedział Szwajcar — ja jej sobie życzę — byle przyszła bez wielkiej męki. Pomyśl,