Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   308   —

czy go użyć, a następnie odkładał to z dnia na dzień. Ponieważ nie miał z kim o tem pomówić, postanowił wtajemniczyć ostatecznie w swe zamiary Nel, chociaż uważał ją za dziecko.
— Skałę można wysadzić prochem, — rzekł — ale na to trzeba będzie popsuć mnóstwo ładunków, to jest powyciągać z nich kule, wysypać proch i zrobić z niego jeden wielki nabój. Taki nabój wcisnę w najgłębszą szparę, jaka się w środku znajdzie, następnie zatkam i podpalę. Wówczas skała rozpadnie się na kilka lub kilkanaście części i Kinga można będzie wyprowadzić.
— Ale jeśli będzie wielki huk, to czy on się nie przelęknie?
— To niech się przelęknie! — odpowiedział żywo Staś. — To mnie najmniej obchodzi. Z tobą, doprawdy, nie warto poważnie mówić.
Jednakże mówił dalej, a raczej myślał dalej głośno:
— Ale jeżeli użyję za mało ładunków, to skała się nie rozpadnie i zmarnuję je napróżno; jeżeli w dostatecznej ilości, to nam ich niewiele zostanie. A gdyby ich zabrakło przed końcem drogi, wówczas grozi nam poprostu śmierć. Bo z czemże będę polował, czem cię bronił w razie jakiego napadu? Wiesz przecie dobrze, że, gdyby nie ta strzelba i nie te naboje, to zginęlibyśmy oddawna, albo z rąk Gebhra, albo z głodu. I szczęście to prawdziwe, że mamy konie, bo sami nie moglibyśmy unieść ani rzeczy, ani ładunków.
Na to Nel podniosła palec do góry i ozwała się z wielką pewnością: