Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XXIX.

W ciągu kilku dni Nel spędzała wszystkie chwile, w których deszcz nie padał, u Kinga, który już nie sprzeciwiał się jej odejściu, zrozumiawszy, że dziewczynka wraca po kilka razy dziennie. Kali, który wogóle bał się słoni, patrzył na to z nadzwyczajnem zdumieniem, ale wkońcu doszedł do przekonania, że potężne »dobre Mzimu« oczarowało olbrzyma, począł go także odwiedzać. King zachowywał się względem niego, jak również względem Mei życzliwie, ale tylko jedna Nel robiła z nim, co chciała, tak, że po tygodniu ośmieliła się nawet przyprowadzić mu i Sabę. Dla Stasia była to wielka ulga, gdyż mógł z całym spokojem pozostawiać Nel pod opieką, czyli, jak się wyrażał: pod trąbą słonia — i chodzić bez żadnej obawy na polowanie, a nawet czasem zabierać z sobą Kalego. Był też teraz pewien, że zacne zwierzę nie opuściłoby ich już w żadnym razie, i począł się namyślać, jak je z zamknięcia uwolnić.
A właściwie mówiąc, sposób wynalazł on już dawno, ale wymagający takiej ofiary, że bił się z myślami,