Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   296   —

opuszczały »Kraków« i krążyły po całym cyplu. Staś wyprawiał się na antylopy-aryele i na strusie, których liczne stada pojawiły się w dole rzeki, a Nel chodziła do swego słonia, który z początku trąbił tylko o żywność, a potem zaczął trąbić i wówczas, gdy mu się nudziło bez małej przyjaciółki. Witał też ją zawsze z wyraźną radością i nastawiał natychmiast swoje olbrzymie uszy, jak tylko usłyszał zdaleka jej głos lub kroki.

Pewnego razu, gdy Staś poszedł na polowanie, a Kali łowił ryby za wodospadem, Nel postanowiła pójść do skały, zamykającej wąwóz, aby zobaczyć, jak też Staś z nią sobie poradzi i czy już czego nie dokonał. Zajęta obiadem Mea nie zauważyła jej odejścia, dziewczynka zaś, zbierając po drodze kwiatki osobliwej begonii[1], rosnącej obficie wśród zębów skalnych, zbliżyła się do pochyłości, którą wyjechali niegdyś z wąwozu, i zeszedłszy na dół, znalazła się przy skale. Wielki głaz, oderwany od rodzimej skały, zamykał gardziel wąwozu, jak i poprzednio, Nel jednak zauważyła, że między nim a ścianą jest przejście, tak szerokie, że nawet dorosły człowiek z łatwością mógłby się niem przecisnąć. Przez chwilę zawahała się, poczem przeszła i znalazła się po drugiej stronie. Ale był tam zakręt, który trzeba było minąć, by dojść do szerokiego ujścia, zamkniętego wodospadem. Nel poczęła rozmyślać: »Pójdę jeszcze tylko trochę dalej, wyjrzę z za skały, raz spojrzę na słonia, który mnie wcale nie zobaczy, i wrócę«. — Tak rozmy-

  1. Begonia Jonsthoni.