Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   242   —

albowiem zmienić się może w potok. Z tego powodu postanowił nocować na górze, a postanowienie to ucieszyło i Nel, zwłaszcza, gdy wysłany na zwiady Kali powrócił i oświadczył, że niedaleko znajduje się lasek, złożony z rozmaitych drzew, a w nim dużo małych małpek, nie tak brzydkich i złych, jak pawiany, które spotykali dotychczas.
Trafiwszy zatem na miejsce, w którem ściany skalne były nizkie i rozchylały się łagodnie, wyprowadzili konie i, zanim się ściemniło, roztasowali się na nocleg. Namiot Nel stanął w miejscu wysokiem i suchem, pod wielkim kopcem termitów, który zamykał całkiem przystęp z jednej strony i ułatwiał przez to robotę zeriby.
Blizko wznosiło się potężne drzewo, o szeroko rozpostartych konarach, te zaś, okryte gęstym liściem, mogły dać dobrą ochronę od deszczu. Przed zeribą rosły pojedyńcze kępy drzew, a dalej zbity i powiązany pnączami las, ponad którym wystrzelały wysoko korony jakichś dziwacznych palm, podobne jakby do olbrzymich wachlarzy, albo do rozwiniętych pawich ogonów[1].

Staś dowiedział się od Kalego, że przed drugą porą dżydżstą, a więc w jesieni, niebezpiecznie jest nocować pod temi palmami, albowiem dojrzałe wówczas, ogromne ich owoce obrywają się niespodzianie i spadają ze znacznej wysokości z taką siłą, że mogą zabić człowieka, a nawet i konia. Obecnie jednak owoce były dopiero w zawiązku i zdala, zanim słońce zaszło, widać

  1. Borassus Flabelliformis.