Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   240   —

— Wiesz co, Nel, — mówił, gdy na chwilę zatrzymali konie pod wielkiem drzewem chlebowem, z którego Kali z Meą obcinali podobne do ogromnych melonów owoce — czasem mi się zdaje, że ja jestem błędny rycerz.
— A co to jest błędny rycerz? — zapytała Nel, zwracając ku niemu swą śliczną główkę.
— Dawno, dawno temu, w średnich wiekach, byli tacy rycerze, którzy jeździli po świecie i szukali przygód. Walczyli z olbrzymami i smokami — i wiesz? — każdy miał swoją damę, którą opiekował się i której bronił.
— To ja jestem taka dama?
Staś zastanowił się przez chwilę, poczem odrzekł:
— Nie — tyś na to za mała. Tamte wszystkie były dorosłe.
I ani przez głowę mu nie przeszło, że może żaden błędny rycerz nie uczynił tyle dla swojej damy, ile on dla tej małej siostrzyczki, — po prostu wydawało mu się, że to, co uczynił, rozumiało się samo przez się.
Lecz Nel uczuła się pokrzywdzona jego słowami, więc, wysunąwszy z nadąsaną minką usta, rzekła:
— A mówiłeś raz w pustyni, że postąpiłam, jak osoba trzynastoletnia? Aha!
— No, to raz. Ale masz lat osiem.
— To za dziesięć będę miała osiemnaście!
— Wielka rzecz! A ja dwudziesty czwarty! W takim wieku człowiek nie myśli już o żadnych damach, bo ma co innego do roboty. Rozumie się!
— A co będziesz robił?