Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   221   —

nam się nawet nie udało, choćbyśmy wpadli w ręce Smaina, to nie myśl, że on się będzie na nas mścił. On nigdy w życiu nie widział ani Gebhra, ani Beduinów; znał tylko Chamisa, ale co mu tam Chamis! Możemy przytem nie mówić wcale Smainowi, że Chamis z nami był. Jeśli nam się uda przedostać do Abisynii, to będziemy ocaleni, a jeśli nie, to i w takim razie nie będzie ci gorzej, tylko lepiej, — bo takich okrutników, jak tamci, niema chyba więcej na świecie… Nie bój się ty mnie, Nel!…
I, chcąc wzbudzić jej zaufanie, a zarazem dodać otuchy, począł ją głaskać po płowej główce. Dziewczynka słuchała, podnosząc nieśmiało na niego oczy. Widoczne było, że chce coś powiedzieć, ale się ociąga i waha, i obawia. Nakoniec schyliła głowę, tak, że włosy zakryły całkiem jej twarz, i zapytała jeszcze ciszej, niż poprzednio, i trochę drżącym głosem:
— Stasiu…
— Co, kochanie?
— A oni tu nie przyjdą?…
— Kto? — zapytał ze zdziwieniem Staś.
— Tamci… zabici?
— Co ty mówisz, Nel?…
— Boję się! boję się!…
I pobladłe usta poczęły się jej trząść.
Zapadło milczenie. Staś nie wierzył, by zabici mogli zmartwychwstać, ale ponieważ była noc i ciała ich leżały niedaleko, więc uczyniło mu się jakoś dziwnie nieswojo: dreszcz przebiegł mu po plecach.