Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   189   —

że żaden z tych ludzi nie zobaczy już przed wyjazdem ani Mahdiego, ani kalifa.
Poczem do Stasia:
— Miałem do ciebie, chłopcze, urazę i mam ją jeszcze. Czy wiesz, że omal mnie nie zgubiłeś? Mahdi obraził się i na mnie — i żeby uzyskać jego przebaczenie, musiałem znaczną część majątku oddać Abdullahiemu, a i to jeszcze nie wiem, czy uratowałem się na długo. W każdym razie, nie będę mógł pomagać jeńcom tak, jak pomagałem dotychczas. Ale mi was żal, a zwłaszcza (i tu wskazał na Nel) jej… Mam córkę w tym samym wieku… którą kocham więcej, niż własne życie… Dla niej uczyniłem wszystko to, com uczynił… Chrystus będzie mnie za to sądził… Nosi ona dotychczas pod suknią na piersiach srebrny krzyżyk… Na imię jej tak, jak tobie, moja mała. Gdyby nie ona, wolałbym i ja umrzeć, niż żyć w tem piekle.
I wzruszył się. Przez chwilę zamilkł, nakoniec potarł ręką czoło i począł mówić o czem innem.
— Mahdi wysyła was do Faszody w tej myśli, że tam pomrzecie. W ten sposób zemści się na was, za twój, chłopcze, opór, który go dotknął głęboko, a nie straci sławy »miłosiernego«. Taki on zawsze… Ale kto wie, komu pierwej śmierć przeznaczona! Abdullahi poddał mu myśl, żeby tym psom, którzy was porwali, kazał jechać z wami. Marnie ich wynagrodził, a teraz boi się, żeby się to nie rozgłosiło. Obaj z prorokiem wolą przytem, by ci ludzie nie opowiadali, że w Egipcie są jeszcze wojska, armaty, pieniądze i Anglicy… Ciężka to będzie droga i daleka. Pojedziecie krajem pustym i niezdro-