Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   185   —

go jeszcze nazajutrz. Raz trafił na misyonarza i siostrę miłosierdzia, którzy, wysłuchawszy jego historyi, zapłakali nad losem obojga dzieci — i, lubo sami wycieńczeni głodem, podzielili się z nim wszystkiem, co mieli. Obiecali też mu odwiedzić ich w szałasach i nazajutrz przyszli rzeczywiście, w nadziei, że może uda się im zabrać dzieci, aż do czasu wyruszenia pocztą, do siebie. Ale Gebhr z Chamisem przepędzili ich korbaczami. Nazajutrz Staś spotkał ich jednak znowu i dostał od nich miarkę ryżu, oraz dwa proszki chininy, które misyonarz polecił mu zachować jak najstaranniej w przewidywaniu, że w Faszodzie niechybnie czeka ich oboje febra.
— Pojedziecie teraz — mówił — wzdłuż rozlewisk Białego Nilu, czyli wśród tak zwanych suddów. Rzeka, nie mogąc płynąć swobodnie przez zatory, utworzone z roślin i z liści, które prąd wody znosi i osadza w płytszych miejscach, tworzy tam obszerne i zaraźliwe błota. Febra nie oszczędza tam nawet Murzynów. Strzeżcie się szczególnie noclegów bez ognia, na gołej ziemi.
— Mybyśmy już chcieli umrzeć — odpowiedział prawie z jękiem Staś.
Na to misyonarz podniósł swą wynędzniałą twarz i przez chwilę modlił się, poczem przeżegnał chłopca i rzekł:
— Ufaj w Bogu. Nie wyparłeś się Go, więc miłosierdzie Jego i opieka będzie nad tobą.
Staś próbował nie tylko żebrać, ale i pracować. Widząc pewnego dnia gromady ludzi, pracujące na placu modlitwy, przyłączył się do nich i jął nosić glinę na