Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   144   —

i spokojne. Z każdym dniem jednak upał, w miarę, jak posuwali się na południe, czynił się coraz straszliwszy i nawet w wąwozach, w głębokim cieniu, żar dokuczał ludziom i zwierzętom. Noce natomiast były bardzo chłodne, roziskrzone od migotliwych gwiazd, tworzących jakby mniejsze i większe stadka.
Staś spostrzegł, że to już nie są te same konstelacye, które świeciły nocami nad Port-Saidem. Marzył on o tem nieraz, żeby kiedy w życiu zobaczyć południowy krzyż — i wreszcie ujrzał go za El-Orde. Ale obecnie blask jego zwiastował mu tylko nieszczęście. Świeciło im także od kilku dni co noc blade, rozpierzchłe i smutne światło zodyakalne, które po zgaśnięciu zórz wieczornych do późnej godziny rozsrebrzało zachodnią stronę nieba.