Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chu, pochowała główkę na jego piersiach, mocząc mu obficie ubranie.
Lecz on jął ją zaraz pocieszać:
— Nel, nie bądź fontanną. Widziałaś, że oni odebrali jakiemuś Arabowi strzelbę i wielbłądzicę? A wiesz, co to znaczy? To znaczy, że na pustyni pełno jest straży. Raz się tym niegodziwcom udało przyłapać strażnika, a drugi raz ich samych złapią. Po Nilu krąży też mnóstwo statków… A jakże! Wrócimy, Nel, wrócimy — i do tego parowcem. Nie bój się!…
I byłby ją dłużej w ten sposób pocieszał, gdyby uwagi jego nie zwrócił dziwny dźwięk, dochodzący z zewnątrz od wydm piaszczystych, których ostatni huragan nawiał na dno wąwozu. Było to coś podobnego do cienkiego, metalicznego głosu trzcinowej piszczałki. Staś przerwał rozmowę i począł nasłuchiwać. Po chwili takie cieniutkie i żałosne głosy ozwały się z wielu stron naraz. Chłopcu przebłysła myśl, że to może straże arabskie otaczają wąwóz i nawołują się za pomocą gwizdawek. Serce poczęło mu bić. Spojrzał raz i drugi na Sudańczyków, w nadziei, że na twarzach ich ujrzy trwogę, ale nie! Idrys, Gebhr i dwaj Beduini gryźli spokojnie suchary, tylko Chamis zdawał się być trochę zdziwiony. A głosy trwały ciągle. Po pewnym czasie Idrys wstał i wyjrzał z pieczary, poczem, wracając, zatrzymał się koło dzieci i rzekł:
— Piaski zaczynają śpiewać.
Staś był tak rozciekawiony, że zapomniał w tej chwili, iż postanowił nie rozmawiać wcale z Idrysem, i zapytał: