Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miała się już rozpocząć, gdy wtem zaszła niespodziana przeszkoda.
Oto w otworze wnęku okazała się Nel, wraz z Sabą.
Zajęta swoim ulubieńcem, który, wpadłszy do jaskini, rzucił się zaraz do jej nóżek, słyszała ona wprawdzie krzyki Arabów, ale że w Egipcie zarówno Arabowie, jak i Beduini wrzeszczą przy każdej sposobności tak, jakby się mieli wzajem mordować, więc nie zwracała na to uwagi. Dopiero, zawoławszy Stasia i nie otrzymując od niego odpowiedzi, wyszła zobaczyć, czy nie siedzi już na wielbłądzie, i z przerażeniem ujrzała przy pierwszych blaskach poranku Stasia, leżącego na ziemi, a nad nim Beduina z korbaczem w ręku. Na ten widok poczęła krzyczeć w niebogłosy i tupać nóżkami, a gdy Beduin, nie zważając na to, wymierzył pierwsze uderzenie, rzuciła się naprzód i przykryła sobą chłopca.
Beduin zawahał się, gdyż nie miał rozkazu bić dziewczynki, a tymczasem rozległ się jej, pełen rozpaczy i przerażenia głos:
— Saba! Saba!
A Saba zrozumiał, o co chodzi — i w jednym skoku znalazł się przy dzieciach. Sierść zjeżyła mu się na karku i grzbiecie, oczy zapłonęły czerwono, w piersiach i potężnej gardzieli zahuczał, jakby grzmot.
A następnie wargi pomarszczonej paszczy podnosiły się zwolna w górę — i zęby, oraz długie na cal białe kły ukazały się aż do krwawych dziąseł. Olbrzymi brytan począł teraz zwracać głowę w prawo i w lewo,