Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szów. Co znaczy krew takich nędzników wobec życia Nel i czy w podobnem położeniu wolno się wahać?
— Dla Nel! Dla Nel!…
Lecz nagle przez głowę Stasia przeleciała, jak wicher, myśl, od której włosy zjeżyły mu się na głowie. Co będzie, jeśli który z tych zbójów przyłoży Nel nóż do piersi i zapowie, że ją zamorduje, jeśli on — Staś — nie podda się i nie zwróci im strzelby. Wówczas co?
— Wówczas — odpowiedział sobie chłopak — poddam się natychmiast.
I, w poczuciu swej niemocy, rzucił się znów bezwładnie na wojłok.
Księżyc zaglądał już tylko z ukosa przez otwór jaskini i zrobiło się w niej ciemniej. Arabowie chrapali ciągle. Staś przeleżał czas jakiś, poczem nowa myśl poczęła mu świtać w głowie.
A gdyby, wysunąwszy się z bronią i ukrywszy wśród skał, nie zabijał ludzi, ale powystrzelał wielbłądy? Szkoda i żal niewinnych zwierząt — to prawda, cóż jednak robić! Ludzie zabijają przecie zwierzęta nie tylko dla ocalenia życia, lecz na rosół i pieczeń. Otóż pewną jest rzeczą, że gdyby zdołał zabić cztery, a tembardziej pięć wielbłądów, to dalsza podróż byłaby niemożliwa. Nikt z karawany nie śmiałby się udać do nadbrzeżnych wiosek dla zakupna nowych wielbłądów. A w takim razie Staś obiecałby w imieniu ojców ludziom bezkarność, a nawet nagrody pieniężne — i… nie pozostałoby im nic innego, jak wracać.
Tak. Jeśli jednak nie dadzą mu czasu do zro-