Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i prorokowi przychylniejsze. Pościg pójdzie za nami z pewnością.
Na to Chamis przewrócił się plecami do góry i, podparłszy dłońmi twarz, rzekł:
— Mehendysi będą naprzód czekali dzieci w El-Fachen przez całą noc i do następnego pociągu, potem pojadą do Fayum, a stamtąd do Gharak. Tam dopiero zrozumieją, co się stało, i wówczas muszą wrócić do Medinet, aby wysłać słowa, lecące po miedzianym drucie do miast nad Nilem — i jeźdźców na wielbłądach, którzy będą nas ścigali. Wszystko to zabierze najmniej trzy dni. Przedtem nie potrzebujemy męczyć naszych wielbłądów i możemy spokojnie »pić dym« z cybuchów.
To rzekłszy, wydobył z ogniska płonący pręcik róży jerychońskiej i zapalił nim fajkę, a Idrys począł, zwyczajem arabskim, cmokać z zadowolenia.
— Dobrze to urządziłeś, synu Chadigiego, — rzekł — ale nam trzeba korzystać z czasu i zajechać przez te trzy dni i noce jak najdalej na południe. Odetchnę spokojniej dopiero wówczas, gdy przejedziemy pustynię między Nilem a Kharge (wielka oaza na zachód od Nilu). Dałby Bóg, aby wielbłądy wytrzymały.
— Wytrzymają — ozwał się jeden z Beduinów.
— Ludzie mówią też, — wtrącił Chamis — że wojska Mahdiego (niech Bóg przedłuży jego żywot) dochodzą już do Assuanu.
Tu Staś, który nie tracił ani słowa z tej rozmowy i zapamiętał również, co przedtem mówił Idrys do Gebhra, podniósł się i rzekł: — Wojska Mahdiego są pod Chartumem.