Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem, panie, albowiem powiedział mi to dozorca Chadigi, ja zaś, dowiedziawszy się o tem, przyszłam nie tylko błagać cię o pomoc, ale, by ci powiedzieć także, że dwaj ludzie z mego pokolenia Dangalów, Idrys i Gebhr, są wielbłądnikami w Medinet i że uderzą przed tobą czołem, gdy tylko przybędziesz, ofiarując na twe rozkazy siebie i swe wielbłądy.
— Dobrze, dobrze, — odpowiedział dyrektor — ale to sprawa kompanii Cooka, nie moja.
Fatma, ucałowawszy ręce obu inżynierów i dzieci, wyszła, błogosławiąc, szczególniej Nel. Dwaj panowie milczeli przez chwilę, poczem pan Rawlison rzekł:
— Biedna kobieta… ale kłamie tak, jak tylko na Wschodzie kłamać umieją — i nawet w jej oświadczeniach wdzięczności brzmi jakaś fałszywa nuta.
— Niezawodnie. — odpowiedział pan Tarkowski — ale co prawda, to czy Smain zdradził, czy nie zdradził, rząd nie ma prawa zatrzymywać jej w Egipcie, gdyż ona nie może odpowiadać za męża.
— Rząd nie pozwala teraz nikomu z Sudańczyków wyjeżdżać bez osobnego pozwolenia do Suakinu i do Nubii, więc zakaz nie dotyka tylko Fatmy. W Egipcie znajduje się ich wielu, przychodzą tu bowiem dla zarobku, a między nimi jest pewna liczba należących do pokolenia Dangalów, to jest tego, z którego pochodzi Mahdi. Oto naprzykład należy do niego, prócz Fatmy, Chadigi i ci dwaj wielbłądnicy w Medinet. Mahdyści nazywają Egipcyan Turkami i prowadzą z nimi wojnę, ale i między tutejszymi Arabami znalazłoby się sporo zwolenników Mahdiego, którzyby chętnie do niego uciekli.