Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciel. Mój nieboszczyk mąż bardzo go lubił. Pan przecie musiał słyszeć o panu Ufińskim? To ten, co tak sławnie wycina sylwetki z papieru. Cały świat go zna. Nie wiem na ilu dworach wycinał sylwetki, a ostatnim razem wycinał księcia Walii. Był także jeden Węgier...
Pan Osnowski, który siedząc niedaleko, bawił się ołóweczkiem przy breloku, to wysuwając go, to zasuwając napowrót, zniecierpliwił się wreszcie i rzekł:
— Jeszcze ze dwóch takich, kochana ciociu, a będzie wieczorek kostiumowy.
— Właśnie, właśnie! — odpowiedziała pani Broniczowa. — Jeśli o nich wspominam, to dlatego, że Linetka nie chciała ani słyszeć o żadnym. To taka szowinistka! Pan nie ma pojęcia, jaka z tego dziecka szowinistka!
— Niechże jej Bóg da zdrowie — rzekł Zawiłowski.
Poczem wstał i począł się żegnać. Na pożegnanie długo zatrzymał dłoń panny Linety, która zresztą odpowiedziała mu równie długim uściskiem.
— Do jutra! — rzekł, patrząc jej w oczy.
— Do jutra... po panu Kopowskim. A nie zapomni pan o „Pajęczynie?...“
— Nie, pani, nie zapomnę... nigdy — odpowiedział nieco wzruszonym głosem Zawiłowski.
Wyszli razem z panem Pławickim, ale zaledwie znaleźli się na ulicy, gdy staruszek uderzył go zlekka w ramię i, zatrzymawszy się, rzekł:
— Panie młodziku, czy pan wie, że ja wkrótce zostanę dziadkiem?
— Wiem — odpowiedział Zawiłowski.