Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

równowagi: jedni wypierają się krewnych dlatego, że biedni, drudzy dlatego, że bogaci. Wszystko dla fantazyi — i przez tę szelmowską pychę. On ci się zresztą spodoba. Żonie mojej się podobał.
— Kto się podobał twojej żonie? — spytała wchodząc pani Bigielowa.
— Zawiłowski.
— Bom czytała jego taki ładny wiersz, pod tytułem: „Na progu“. Przytem Zawiłowski wygląda, jakby coś chował przed ludźmi.
— Chował biedę, a raczej bieda jego chowała.
— Nie, on wygląda jakby przeszedł przez jakiś ciężki zawód.
— Widziałeś romantyczkę! Mówiła mi już, że on dużo przecierpiał i obraziła się, gdym wyraził przypuszczenie, że może na robaki w dziecinnym wieku, albo na ognipiór. To dla niej nie dość poetyczne.
Lecz Połaniecki począł spoglądać na zegarek i począł się niecierpliwić.
— Nie popisuje mi się Marynia — rzekł — co za maruda!
Lecz „maruda“ właśnie w tej chwili nadeszła, a raczej nadjechała. Powitanie odbyło się bez wybuchów, albowiem z Bigielową widziały się już poprzednio na kolei. Połaniecki zapowiedział żonie, że zostają na obiad, na co zgodziła się chętnie, a następnie poczęła witać się z dziećmi, które hurmem wpadły do pokoju.
Tymczasem nadszedł Zawiłowski, którego Bigiel przedstawił Połanieckim. Był to jeszcze zupełnie młody człowiek, lat około dwudziestu siedmiu lub ośmiu. i Po-