Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.1.djvu/037

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    sobie panna. Żołnierz jest, jakich dziaduś najwięcej miłował... Bo i warto!

    Tak rozmyślała panienka — i to ją ogarniała błogość niczem niezmącona, to niepokój, ale i ten niepokój był jakiś luby. Potem zaczęła się rozbierać, gdy drzwi skrzypnęły i weszła ciotka Kulwiecówna ze świecą w ręku.

    — Strasznieście długo siedzieli! — rzekła. — Nie chciałam młodym przeszkadzać, żebyście się sami pierwszym razem nagadali. Grzeczny wydaje się kawaler. A tobie jak się udał?

    Panna Aleksandra zrazu nic nie odpowiedziała, jeno bosemi już nóżkami przybiegła do ciotki, zarzuciła jej ręce na szyję, a złożywszy swą jasną głowę na jej piersiach, rzekła pieszczotliwym głosem:

    — Ciotuchna, aj, ciotuchna!

    — Oho! — mruknęła stara panna, podnosząc w górę oczy i świecę.