Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/271

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    nickiego bat’ka hetmanem obrali, a teraz korol jemu buławę i chorągiew przysłał.
    — Ot, masz! panie Michale — rzekł Zagłoba — nie mówiłem, żeby protestować?
    — A z jakiego wy kurzenia?
    — Z mirhorodzkiego, ale jego już niema.
    — A co się z nim stało?
    — Husary pana Czarnieckiego pod Żółtą Wodą starli. Teraz ja u Dońca z tymi, co zostali. — Pan Czarniecki szczery żołmir, on u nas w niewoli — o niego komisarze prosili.
    — Mamy i my waszych jeńców.
    — Tak i musi być. W Kijowie mówili, że najlepszy mołojec u Lachów w niewoli, choć inni mówili, że zginął.
    — Kto taki?
    — Oj, sławny ataman: Bohun.
    — Bohun usieczon w pojedynku na śmierć.
    — A kto jego ubił?
    — Ten oto kawaler — odrzekł Zagłoba, ukazując na Wołodyjowskiego.
    Zaharowi, który w tej chwili przechylał drugą kwartę miodu, oczy na wierzch wyszły, twarz sponsowiała, nakoniec parsknął przez nozdrza płynem i śmiechem zarazem.
    — Ten łycar Bohuna ubił? — pytał, krztusząc się ze śmiechu.
    — Co u starego dyabła! — wykrzyknął, marszcząc brwi, Wołodyjowski. — Za dużo sobie ten posłaniec pozwala!
    — Nie gniewaj się, panie Michale — przerwał Zagłoba. — Poczciwy to widać człowiek, a że się na poli-