Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jasławia zaszedłem. Tam uzyskawszy nadspodziewanie konsens od Chmielnickiego, przybyłem do Kijowa i szukam wszędy, w czem mi sam metropolita sekunduje. Siła tu naszych ukrytych u mieszczan i po monasterach, ale ci, dla bojaźni czerni, nie dają wiedzieć o sobie, dlatego szukać trudno. Bóg mnie prowadził i nietylko ochronił, ale Chmielnickiego afektem dla mnie natknął, mam przeto nadzieję, że mi i dalej pomoże i zmiłuje się nademną. Księdza Muchowieckiego o wotywę solenną upraszam, na której módlcie się na moją intencyę. Skrzetuski.“
— Chwałaż bądź Bogu Przedwiecznemu! — wykrzyknął Wołodyjowski.
— Jest jeszcze postscriptum — rzekł Zagłoba, zaglądając przez ramię pana Michała.
— Prawda! — rzekł mały rycerz i czytał dalej:
„Oddawca tego listu, essauł mirhorodzkiego kurzenia, miał mnie w poczciwej opiece, gdy w Siczy w niewoli byłem i teraz w Kijowie mi pomagał, i list zanieść się podjął, z narażeniem zdrowia; miej go, Michale, w staraniu, aby mu niczego nie brakło.“
— Oto uczciwy kozak, przynajmniej jeden taki! — rzekł Zagłoba, podając Zaharowi rękę.
Stary uścisnął ją bez uniżoności.
— Możesz być pewien nagrody! — wtrącił mały rycerz.
— On sokoł — odparł kozak — ja joho lublu, ja ne dla hroszi tutki priszow.
— I fantazyi ci widzę nie braknie, którejby się szlachcic niejeden nie powstydził — mówił Zagłoba. — Nie same bestye między wami, nie same bestye! Ale mniejsza z tem! To tedy pan Skrzetuski jest w Kijowie?