Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć Skrzetuskiemu, co się stało, by ruszył kniaziówny szukać. Powiedzcie mu, żeby sobie z chorągwi moich przy staroście wałeckim wybrał tylu pocztowych, ilu będzie do ekspedycyi potrzebował. Zresztą przeszlę mu przez was permissyę i dam list, bo mi jego szczęście wielce na sercu leży.
— Wasza Książęca Mość ojcem nas wszystkich jesteś — rzekł Wołodyjowski — dlatego po wiek życia w wiernych służbach trwać chcemy.
— Nie wiem, czyli nie głodna wkrótce u mnie będzie służba — rzekł książę — jeśli mi cała fortuna zadnieprzańska przepadnie, ale póki starczy, póty co moje, to wasze.
— O! — wykrzyknął pan Michał. — Nasze to chudopacholskie fortuny do Waszej K. Mości zawsze będą należały.
— I moja z innemi! — rzekł Zagłoba.
— Jeszcze tego nie trzeba — odparł łaskawie książę. — Mam też nadzieję, iż jeśli wszystko utracę, to Rzeczpospolita chociaż o dzieciach moich będzie pamiętała.
Książę, mówiąc to, widocznie miał chwilę jasnowidzenia. Rzplita bowiem w kilkanaście lat później oddała jego jedynemu synowi, co miała najlepszego — to jest koronę, ale tymczasem olbrzymia fortuna Jeremiego istotnie była zachwiana.
— Tośmy się wywinęli — mówił Zagłoba, gdy obaj z Wołodyjowskim wyszli od księcia. — Panie Michale, możesz być pewien promocyi. Pokażno ten pierścień. Dalibóg, wart on ze sto czerwonych złotych, bo kamień bardzo piękny. Spytaj się jutro jakiego Ormianina na bazarze. Możnaby za takową kwotę i w jedle