Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Spraw ty to, a ja ci garnek dukatów nasypię, a pereł drugi. My w Barze wzięli łupu niemało i przedtem brali.
— Ty bogaty jak kniaź Jerema — i sławny. Ciebie, mówią, sam Krzywonos się boi.
Kozak ręką machnął.
— Co mnie z tego, koły serdcie bołyt...
I znowu zapadło milczenie. Brzeg rzeki stawał się coraz dzikszy, pustszy. Białe światło księżyca nadawało fantastyczne kształty drzewom i skałom. Nakoniec Horpyna rzekła:
— Tu Wraże uroczyszcze. Trzeba razem jechać.
— Czemu?
— Tu niedobrze.
Zatrzymali konie i po chwili orszak idący z tyłu złączył się z nimi.
Bohun wspiął się na strzemionach i zajrzał w kołyskę.
— Spyt? — spytał.
— Spyt — odpowiedział stary kozak — sładko jak detyna.
— Ja jej na sen dała — odrzekła wiedźma.
— Pomału, ostorożno — mówił Bohun — wlepiając oczy w uśpioną — szczoby wy jej ne rozbudyły. Misiac jej prosto w łyczko zahladaje, serdeńku mojemu.
— Tycho swityt, ne rozbudyt — szepnął jeden z mołojców.
I orszak ruszył dalej. Wkrótce przybyli nad Wraże uroczyszcze. Było to wzgórze, leżące tuż przy rzece, nizkie i obłe jak leżąca na ziemi okrągła tarcza. Księżyc zalewał je zupełnie światłem, rozświecając białe, porozrzucane po całej jego przestrzeni kamienie. Gdzieniegdzie