Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nocie skoczył — inni też poczęli pięściami okładać hadziackiego pułkownika. Tumult znowu począł się wzmagać. Na majdanie „towarzystwo“ ryczało, jak stado dzikich żubrów.
Wtem powstał znowu sam Chmielnicki.
— Moście panowie pułkownicy dobrodziejstwo! — rzekł. — Zaczem ustanowiliście, aby posłów do Warszawy wysłać, którzy służby nasze wierne najjaśniejszemu królowi jegomości zalecą i o nagrodę prosić będą. Ale też kto chce wojny, ten ją mieć może — nie z królem, nie z Rzecząpospolitą, by my z niemi nigdy wojny nie prowadzili, ale z największym niedrugiem naszym, któren już cały od krwi kozackiej czerwony, któren pod Starcem jeszcze się w niej umazał i teraz mazać się nie przestaje, w nieżyczliwości dla wojsk zaporoskich trwając. Do którego ja pismo i posłów wysłałem, prosząc, aby onej nieżyczliwości zaniechał, a on ich tyrańsko pomordował, odpowiedzią żadną mnie, starszego waszego, nie uczciwszy, przez co kontempt całemu wojsku zaporoskiemu wyrządził. A teraz z Zadnieprza przyszedł, i Pohrebyszcze w pień wyciął, niewinnych ludzi pokarał, nad któremim ja rzewnemi łzami płakał. Potem, jako mnie dziś rano dali znać, do Niemirowa on poszedł i także nikogo nie żywił. A gdy Tatarzy dla strachu i bojaźni ruszyć na niego nie chcą, rychło patrzeć, jak on tu przyjdzie, aby i nas niewinnych ludzi wygubić, przeciw woli przychylnego nam Najjaśniejszego króla Jegomości i całej Rzeczpospolitej, bo on w pysze swej o nikogo nie dba, a jako się teraz buntuje, tak zawsze się jest gotów przeciw woli J. K. M. zbuntować...
W zgromadzeniu zrobiło się bardzo cicho — Chmielnicki odsapnął i mówił dalej: