Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej nie było, ludzie zaś, sprowadzeni teraz od strony Czerkas, nie widzieli jej przy Bohunie. Gdzież więc być mogła, gdzie się schroniła? Uciekłali? Jeśli tak, to w którą stronę? Dla jakich powodów mogła uciekać nie do Łubniów, ale ku Czerkasom lub Zołotonoszy? A jednak oddziały Bohunowe goniły i polowały na kogoś koło Czerkas i Prohorówki? Ale czemu znowu rozpytywały się o szlachcica z kozaczkiem. Na wszystkie te pytania nie znajdował namiestnik odpowiedzi.
— Radźcieże, mówcie, tłómaczcie, co to się znaczy? — rzekł do oficerów — bo moja głowa nic po tem.
— Przecie myślę, że ona musi być w Łubniach — rzecze pan Migurski.
— Nie może to być — odparł chorąży Zaćwilichowski — bo gdyby ona była w Łubniach, tedy Bohun co prędzej do Czehrynaby się schronił, nie zaś pod hetmanów się podsuwał, o których pogromie nie mógł jeszcze wiedzieć. Jeżeli zaś semenów podzielił i gnał w dwie strony, to już mówię waści, nie za kim innym, jeno za nią.
— A przecz o starego szlachcica i o kozaczka pytał?
— Nie potrzeba na to wielkiej sagacitatis, aby odgadnąć, że jeśli uciekała, to nie w białogłowskich szatach ale chyba w przebraniu, aby śladu za sobą nie dawać. Tak tedy mniemam, iż ten kozaczek, to ona.
— O, jako żywo, jako żywo! — powtórzyli inni.
— Ba, ale kto ów szlachcic?
— Tego ja nie wiem — mówił stary chorąży — ale o to możnaby się i rozpytać. Musieli przecie chłopi widzieć, kto tu był i co się zdarzyło. Dawajcieno tu sam gospodarza tej chaty.